wtorek, 27 października 2009

Nigdy ci na to nie pozwolę!

„Słońce chyliło się wolno ku zachodowi, ale upał wciąż był niemiłosierny. Wszędzie dookoła panowała niesamowita duchota.
- Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów – pomyślała kobita i przyciskając zawiniątko do piersi, wolno ruszyła w kierunku widzianych w oddali drzew.

Kroczyła zieloną polaną już kilkanaście kilometrów. Nie mogła sobie teraz pozwolić na odpoczynek. Nie w tym miejscu, bo tutaj była zbyt widoczna. Wlokąc się więc noga za nogą, pożądała dalej w nieznanym sobie kierunku.
W końcu dotarła do upragnionego brzegu drzew. Tu usiadła, z myślą o odpoczynku. Z dużej sakwy niedbale przerzuconej przez ramię wyjęła menażkę z wodą. Piła łapczywie, ale uważnie – woda, bowiem była taka cenna, by móc ją nieostrożnie marnować. Ostrożnie odchyliła zawiniątko, które właśnie zakwiliło. Pochyliła się nad nim i coś szeptała. Po chwili przystawiła dziecko do piersi. A sama zamykając oczy, parła głowę o pień drzewa i zapadła, w krótki niespokojny sen.
Ze wzgórza obserwowało ją dwóch jeźdźców, siedzących na gniadych koniach. Przyglądali jej się od dłuższego czasu, ale dopiero teraz, gdy kobieta zdecydowała się na odpoczynek, oni podjęli decyzję o pojmaniu jej. Podjechali nieopodal śpiącej niewiasty, zeskoczyli z koni i cicho podeszli ku niej. W tym momencie zawiniątko głośno zakwiliło, a kobieta podniosła swoje oczy. Niespokojnie rozejrzała się dookoła. Ujrzała podążających w jej stronę mężczyzn. Na ucieczkę nie miała już szansy…
Nie opierała się, gdy mężczyźni krępowali ją sznurem. Nie krzyczała, nie płakała, pozostawała nadzwyczaj spokojna. Bez żadnej walki podążyła za nimi, przyciskając tylko mocniej do piersi, płaczące dziecko.
Szła za nimi długo, czasem się potykając, czasem zwalniając ich tempo. Do bram zamczyska przybyli niemal o zachodzie słońca. Wprowadzili ją na dziedziniec zamku, gdzie opadła na kolana. Była tak zmęczona, że nie miała nawet siły by podnieść głowę i rozejrzeć się wokół. Dziecko niespokojnie kwiliło w jej ramionach.
Wokół niej zgromadzili się mieszkańcy tego kamiennego domostwa. W pewnej chwili rozeszli się aby zrobić przejście dla kogoś zapewne ważnego. Wysoki mężczyzna stanął nad nią, zasłaniając swoim ciałem ostatnie promienie słońca, chowające się już za murami zamczyska. Niebywałym wysiłkiem, zmusiła się by podnieść zmęczony wzrok na tę ważną, pochylająca się już ku niej personę.
Zastygła w bezruchu. Był ostatnią osobą, którą spodziewała się zobaczyć w swoim życiu. Był osobą, której nigdy więcej widzieć nie chciała. Duch z przeszłości, o którym usilnie próbowała zapomnieć. Zjawa z sennych prześladujących ją koszmarów…
Mężczyzna klękał przed siedzącą na ziemi dziedzińca kobietą i wyciągnął przed siebie ręce. Niewiasta w geście odmowy zaczęła kręcić głową. Ten nie zważając na ta to nieme zaprzeczenie wyrywał z jej objęć coraz bardziej płaczące dziecko, podniósł się i oddalalił… ”
Obudziłam się z krzykiem…
Rozejrzałam się wokół, próbując przyzwyczaić oczy do otaczającej mnie ciemności. Uniosłam się nieznacznie na ramieniu. Byłam bezpieczna. Leżałam w ciepłym łóżku, a obok stało łóżeczko, w którym bez przeszkód, spał mój największy w życiu skarb. Ukochany syn – Dominik. Ponownie opadłam na poduszkę. Wiedziałam już, że bezsennie przeleżę tak do rana. Co noc, od 782 dni scenariusz był taki sam. Nie zmieniało się w nim zupełnie nic. Najpierw ten koszmarny sen, powrót w myślach do przeszłości, a potem wreszcie beznadziejna próba powrotu w ramiona Morfeusza.
Dokładnie 2 lata, 1 miesiąc i 21 dni temu moje życie przewróciło się do góry nogami. Chodź nic na to wcześniej nie wskazywało. Wtedy miałam wszystko. Dobrą pracę, ładnie urządzone mieszkanie, mały samochód, i najważniejsze… miałam Artura. Miłość mojego życia. Dziś uczę się żyć od nowa. Stawiam pierwsze kroczki we własnym, na razie mało dochodowym biznesie, wynajmuje niespecjalnie przytulne mieszkanie, samochód już dawno zmuszona byłam sprzedać. I mimo, że w moim życiu pojawił się ktoś nowy – nie jestem przekonana czy chce z nim dzielić wspólne życie.
Z Arturem tworzyliśmy tzw. nieformalny związek. Przynajmniej ja wolałam to tak nazywać. Nienawidzę używać słowa "konkubinat". Żyliśmy ze sobą bez ślubu, bo tak było nam – póki, co wygodniej. Artur prowadził własny warsztat samochodowy, który odziedziczył po tragicznie zmarłym ojcu, ja zaocznie studiowałam i pracowałam, jako krawcowa. Nie jest to być może szczyt marzeń dla młodej dziewczyny – jednak ja uwielbiałam szyć już od dziecka. Żyliśmy zupełnie jak przeciętni młodzi ludzie. Mieliśmy po 32 lata, mieliśmy wspólne marzenia, plany na przyszłość… No, przynajmniej ja miałam. Wtedy miałam. Bo wszystko rozsypało się, jak domek z kart, tamtej pamiętnej środy…
Od poniedziałku nie byłam w pracy. Źle się czułam, bo w niedzielę musiałam się najwidoczniej czymś struć. Leżałam w łóżku zmuszając się, co jakiś czas by wstać i zrobić sobie ciepłej herbaty i popić nią przepisane przez lekarza z nocnego niedzielnego dyżuru, leki. Artur musiał akurat wyjechać, po części do remontowanych właśnie samochodów. Oczywiście, jak zawsze, wszystkie zrobione miały być „na wczoraj” – więc nie mógł odłożyć tego wyjazdu ani o jeden dzień. Na szczęście we wtorkowe popołudnie poczułam się już znacznie lepiej – zmuszając się nawet, do zjedzenia dwóch sucharków. W środę rano było już zupełnie dobrze. Zwlekłam się więc z łóżka i poczłapałam do łazienki. Spojrzałam w lustro i zamarłam. Wyglądałam jak przysłowiowe siedem nieszczęść. Przetłuszczone, potargane włosy, zmęczona, matowa twarz, pozbawione blasku oczy… Bez zastanowienia wskoczyłam pod prysznic.
Wychodząc z łazienki, poczułam roznoszący się po mieszkaniu, aromat świeżo parzonej kawy. Nieomylny znak, że wrócił Artur. Stał w kuchni, wykładając rogaliki z nadzieniem truskawkowym na talerz. Podeszłam do niego. Przywitał mnie namiętnym pocałunkiem, a po chwili zapytał:
- Jak się czujesz?
- Już dobrze - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i ponownie zapragnęłam jego pocałunków.
W momencie, kiedy poczułam oddech Artura na moich ustach zesztywniałam. Moja miłość powoli rozbudzała moje zmysły ustami, zębami i językiem. Podniecał mnie szorstki jęk pożądania wydobywający się z jego piersi. Obudziła się w nas niespełniona namiętność. Nasze usta ponownie złączyły się w głębokim pocałunku. Artur trzymał mnie mocno. Żarliwie całował. Jego dłoń podtrzymywała mój kark, druga obejmowała pośladki przyciskając je mocniej do swojej budzącej się już męskości.
Zasyczał ekspres, dając nam znak, iż jest gotowa kawa. Niechętnie oderwaliśmy się od siebie. Artur nalał parujący napój do kubków, mnie dolał mleka, posłodził dwie łyżeczki, wymieszał, po czym postawił kubek na stole. Sam pił gorzką, czarną. Usiedliśmy do śniadania. Rozmawialiśmy o planach na dzisiejszy dzień. Oczywiście Artur wpadł do domu jak po ogień. Przede wszystkim by osobiście upewnić się, że czuję się już dobrze, by wziąć prysznic, zabrać jakieś papiery i zniknąć ponownie na cały dzień, tym razem w warsztacie.
Już po godzinie zostałam sama. Posprzątałam po śniadaniu, wywietrzyłam pokój, zmieniłam pościel, wyniosłam śmieci i zrobiłam małe zakupy, w pobliskim warzywniaku. Po południu zasiadłam z książką na kanapie i z niecierpliwością czekałam na Artura. Zjawił się po 20. Widać było, że jest zmęczony, jednak na nic się nie skarżył.
- Ciężki dzień? – zapytałam.
- Niespecjalnie. Ale parę spraw nie ułożyło się po mojej myśli. – odpowiedział.
- Zrobić ci drinka? – ponownie zapytałam.
- Jeśli nie będzie to dla ciebie problemem to poproszę o szklaneczkę whisky, z lodem- odpowiedział i milutko się uśmiechnął.
Uwielbiam jak Artur się śmieje. Hmmm… chyba powinnam napisać uwielbiałam... Robiły mu się wtedy takie urocze dołki w policzkach, a piwne oczy nabierały jeszcze większego blasku.
Podając Arturowi drinka, usiadłam na kanapie koło niego. Przytulił się do mnie, objął ramieniem i zatopił się na trochę w swoich myślach. Nigdy nie naciskałam, by dzielił się ze mną problemami. Sam to robił, kiedy uznał, że jest coś, co chce abym wiedziała.
Po jakimś kwadransie Artur wyszeptał mi wprost do ucha:
- Tęskniłem ze tobą Rybuś.
Był to dla mnie jakby znak, że wszystko już jest ok. Jak gdyby nigdy nic wstałam z kanapy. Zasunęłam rolety w oknach, zapaliłam tuzin świec, puściłam typową składankę pościelówek i ponownie przytuliłam się do Artura.
Wyjęłam mu szklankę z dłoni i odstawiłam na blat małego stoliczka. Zarzuciłam mu ręce na szyję i zbliżyłam usta do jego ust. Musnęłam je delikatnie. Poczułam przyjemny smak whisky. Zgłębiłam pocałunek wsuwając język w czeluści jego ust. Nasze języki zaczęły wzajemny masaż, wirowały wokół siebie, szukały się wzajemnie. Dłonie Artura pieściły moje plecy, a moje błądziły w jego miękkich i puszystych, trochę przydługich włosach. Nasze pocałunki stawały się coraz namiętniejsze, agresywniejsze. Dłonie niecierpliwie zaczęły pozbywać nas ubrań. Moja sukienka, koszula Artura – wszystko to, już po paru sekundach, leżało u naszych stóp.
Westchnęłam a Artur nieznacznie odsunął się ode mnie. Zamglonym wzrokiem spojrzałam na niego i zawstydzona przygryzłam dolną wargę. Musiało się to chyba spodobać, ponieważ swoim językiem polizał mi górną wargę, jednocześnie wyciągnął ręce i dotknął mojej twarzy. Opuszkami palców przesuwał wzdłuż moich brwi i policzków. Znów przywarł do moich ust. Tym razem mocniej, z premedytacją nęcąc mnie i nakłaniając abym rozchyliła wargi. Jego język wślizgnął się do środka i odnalazł mój język.
Moje ciało zadrżało. Artur przysunął się bliżej mnie. Rozgościł się pomiędzy moimi udami. Nie sprzeciwiałam się. Jego usta były rozkosznie słodkie, zachłanne i wilgotne. Mój język niecierpliwie igrał z jego językiem. Podniecenie w nas narastało. Moje ciało płonęło z rozkoszy, a krew tętniła mi w żyłach gorącym rytmem. W tej krótkiej, szalonej chwili zasmakowałam namiętności, jakiej dotąd nie znałam. Namiętności, którą byłam w stanie wzbudzać i przyjmować.
W jednej chwili zapomniałam o całym świecie. Nie liczyło się dla mnie nic. Zupełnie nic. Myślałam tylko o tym, aby pieścić i głaskać, ramiona i piersi Artura. Gładzić jego muskularne uda. Dotykać twardej męskości między nimi. Wyobrażałam sobie jak on zanurza się we mnie. Cholera... po prostu go pragnęłam. Pożądałam w najbardziej prymitywny, intensywny, instynktowny sposób. I to właśnie ta świadomość rozpalała moje wnętrze, zmieniała moje rozsądne i praktyczne przecież zachowanie w głęboką potrzebę. Erotyczną potrzebę.
Stawałam się bezwzględna jak czegoś chciałam. A teraz chciałam jego. Tu i teraz. Wtuliłam się w jego ramiona bez wahania. Niemal natychmiast poczułam jego zapach. Wywołało tu u mnie żar, fizyczny pociąg i nieodparte pragnienie. Moje nabrzmiałe sutki miażdżyły jego tors. Czułam się podekscytowana. Niespokojna. Moja żądza rosła z każdą sekundą, z każdym muśnięciem palców Artura, z każdym naszym jękiem... Spragniona wygięłam się do tyłu i przysunęłam się bliżej. Chciałam czuć każdą część jego cudownego ciała. Chłonąć jego podniecający zapach, jego siłę, jego rosnące pożądanie.
Byłam wręcz zafascynowana jego ciałem. Satynowymi ciemnymi brodawkami, ukrytymi między delikatnymi lokami i siłą mięśni. Wodziłam palcami po skórze Artura z zapamiętaniem. Przywarliśmy do siebie w tej samej chwili. Nasze usta zespoliły się zachłannie i niecierpliwie. Artur pochylił głowę nad moimi piersiami. Jęknęłam i naprężyłam się, gdy jego wilgotne usta zacisnęły się na mojej brodawce. Mój kochanek zaczął drażnić i pieścić językiem mojej wrażliwe ciało. Zachłannie ssał jedna pierś, później drugą. Składał wilgotne pocałunki na koniuszkach moich stwardniałych brodawek a następnie dmuchał na nie ciepłym powietrzem. Czułam spływające po mnie fale gorąca. Moje ciało zaczynało drżeć.
Zatraciliśmy się we wzajemnych pieszczotach zupełnie. Nie padło między nami żadne słowo. Nie było ono potrzebne. Wszystko mówiły nasze gesty i spojrzenia, urwane oddechy i szybsze bicie serca, drżenie i namiętne pojękiwania. Artur poruszał się we mnie delikatnie, nieśpiesznie. Pieścił mnie dłońmi, językiem, wzrokiem, wargami, oddechem. Ja odwzajemniałam mu się tym samym...

To była nasza ostatnia noc. Ostatnia wspólna noc. To właśnie tej namiętnej nocy poczęliśmy naszego syna, Dominika. Problemy żołądkowe spowodowały, że dwie tabletki zwróciłam. Jakoś o tym w tamtym czasie nie pomyślałam...
Nazajutrz Artur został zatrzymany. Z przedstawionych mu na późniejszej rozprawie dziewięciu zarzutów, prokurator udowodnił sześć. Artur został skazany na 6 lat. Między innymi za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, kradzież samochodów i paserstwo.
Długo nie za bardzo rozumiałam, o co chodzi. Wszystko o było dla mnie jak scenariusz kiepskiego, gangsterskiego filmu. Nie starałam się o widzenia, nie uczestniczyłam w rozprawach, bo nie wierzyłam w żadną winę Artura. Potrzebowałam czasu, by to wszystko do mnie dotarło. W końcu obudziłam się z tego sennego letargu, gdy właściciel wynajmowanego przez nas mieszkania zażądał spłaty zaległego za 3 miesiące czynszu. Nie było mnie stać na jego uiszczenie, z mojej niewielkiej pensji. Wtedy sprzedałam samochód. Na szczęście byłam jego właścicielką. Spakowałam swoje rzeczy i wróciłam do rodziców.
Ci na szczęście nie robili mi wyrzutów. Przyjęli marnotrawną córkę w ciąży i wsparli słowami otuchy. Dzięki ich pomocy obroniłam dyplom, a tym samym skończyłam studia. Załatwili mi też pracę w butiku jakieś dalszej kuzynki. Pracowałam niemal do końca ciąży. Potem urodził się Dominik. Dziadkowie z miejsca zakochali się we wnuku. Bardzo mi wtedy pomagali – za co jestem im wdzięczna.
Szczęśliwym, dla mnie, zbiegiem okoliczności, moja kuzynka – pamiętająca jeszcze moje „próbne projekty” na końcu niemal każdego szkolnego zeszytu – wkrótce wychodziła za mąż. Po godzinach próśb udało jej się mnie namówić bym „zaprojektowała” i uszyła suknię na jej poprawiny. Kamila była nią zachwycona. Zresztą nie tylko ona. Od jej koleżanki „dostałam zlecenie” na sukienkę na studniówkę, potem od innej na inną kreację… I tak postanowiłam rozkręcić własny biznes. Na brak klientek nie narzekam, ale za to nie spędzam z Dominikiem tyle czasu ile bym chciała. Oczywiście niezastąpioną pomocą jest dla nas mama.
Pół roku temu pojechałam na doskonalące szycie warsztaty. Tam poznałam Jarka. Pomimo moich obaw zaczęliśmy się spotykać. Moi rodzice gorąco kibicują temu związkowi. Jarek jest inteligentnym, zaradnym życiowo, uczciwym i prostolinijnym facetem, bezgranicznie zakochanym w Dominiku. Jest mi z nim dobrze, ale jeśli mam być szczera i uczciwa, to nic poza zwyczajną sympatią do niego nie czuję. Nie ma motyli w brzuchu, nie ma tego bezgranicznego podniecenia, które towarzyszyło mi w związku z Arturem. Z Arturem, którego mimo upływu czasu, wciąż w podświadomości darzę jakimś cieplejszym uczuciem…
Artur…
Zadzwonił miesiąc temu i poprosił o spotkanie w tę sobotę. Akurat będzie miał przepustkę. Niechętnie, ale się zgodziłam. Wtedy znów nasilił się ten senny koszmar, który mnie prześladuje, odkąd się rozstaliśmy… Sen, w którym Artur wyrywa mi swojego syna, o którym istnieniu skądś się jednak dowiedział…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecamy:
sex filmy
sex
filmy porno
sex
darmowe filmy porno
SEX
darmowe porno
filmy erotyczne
sex znajomi
wilgotne panienki
szpareczki dupeczki
sex turystyka
sex opowiadania
cipeczka
opowiadania ero
darmowe panienki
sex zabawy
sex kaprysy