wtorek, 27 października 2009

Droga Dziwki część IV - On.

Trwała w bezruchu. To wydawało jej się najodpowiedniejsze w tym momencie. Po orgazmie czuła się wspaniale odprężona, zmęczona. Wszystkie mięśnie były tak niemożliwie ciężkie, takie rozluźnione i niechętne do ruchu. Nadal oddychała nieco szybciej, jej piersi unosiły się z każdym ruchem klatki piersiowej. Umysł był jakby wyłączony, niesprawny. Wszystko wokół ciągle wydawało się takie mało realne. Zamknęła oczy, rozkoszowała się ciepłem, bezczynnością. Starała się nie dopuszczać do siebie nieprzyjemnych myśli, nie pozwolić wypłynąć niebieskiej fali smutku i rezygnacji. Chciała czuć się szczęśliwa, spełniona i spokojna. Ale to wcale nie to odczuwała. To nie było prawdziwe ciepło. Uchyliła powieki, odsunęła się nieco, spojrzała w twarz Katyi. Tamta uniosła brwi w grymasie zdziwienia. Ale Raseya nic nie powiedziała. Przyglądała się jej tylko, uważnie, centymetr po centymetrze, jakby chciała przejrzeć ją na wylot, zauważyć coś niezauważalnego na pierwszy rzut oka.
- Coś się stało, siostrzyczko? - spytała w końcu cicho, speszona nieco jej wzrokiem.
Szlachcianka uśmiechnęła się leciutko. Tylko wprawny obserwator zauważyłby jak smutny był ten uśmiech. Nic ją nie łączyło z tą dziewczyną. Wydawała się równocześnie tak bliska i tak daleka. Raseya czytała kiedyś o tym w książkach, ale ten paradoks zawsze wydawał jej się idiotyczny. Teraz przekonała się jak to stwierdzenie było prawdziwe.
Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie, do komnaty wkroczył On. Katya momentalnie zsunęła się z łóżka, uklękła. Raseya, przerażona, zrobiła to samo. To był On, Pan. Czy je teraz ukarze? Nie wiedziała przecież czy seks między pracownicami był zabroniony, ale czuła, że tak. Że zrobiły coś bardzo złego i teraz czeka je kara, zostały przyłapane. Cała się trzęsła, nie potrafiła opanować przyspieszonego oddechu, drżenia nóg. Przytknęła czoło do podłogi, przymknęła oczy. Stuk stuk stuk. Pan przeszedł kilka kroków. Zatrzymał się. Szelest materiału. Schylił się? Cichutkie i uległe „tak, panie”, stłumiony odgłos stóp po podłodze. Puk. Zamknięcie drzwi. Katya musiała wyjść. Raseya spięła wszystkie mięśnie, oczekując jego dotyku, uderzenia, ostrego głosu.
- Unieś głowę.
Powoli podniosła twarz, ale nadal miała wzrok wbity w ziemię.
- Spójrz na mnie. Szybko! - dopiero teraz aksamitny głos na momencik stał się ostrzejszy. Raseya posłuchała natychmiast, jej błyszczące od łez oczy spotkały się z jego lodowatym, znudzonym spojrzeniem. Czy coś powie? Czy jest wściekły? Nie potrafiła nic wyczytać z jego oczu, wydawały się takie beznamiętne, jak szklane kulki w pięknym błękitnym kolorze. Urzekające, ale straszne w swej nienaturalności. Wystudiowany grymas na wąskich ustach. Czuła się okropnie. Była naga, klęczała w tej niewolniczej pozycji, z odsłoniętym wszystkim, co tylko mogła odsłonić. - Możesz opuścić wzrok.
Natychmiast wykonała polecenie, z powrotem patrzyła na hebanowe deski podłogi.
- Odpowiesz mi na kilka pytań. I lepiej o niczym nie zapominaj, zastanów się krótko i odpowiadaj. Tak?
- Tak, panie – odparła cicho. Pytania? Serce zabiło jej mocniej. Na temat Katyi? Ich nieposłuszeństwa? Jakie pytania...
- Byłaś szlachcianką, nieprawdaż? - Pytanie retoryczne. - Zapewne kształcono cię nie tylko w obrębie dobrego wysławiania się, manier, historii czy filozofii. Nie zaniedbano też sztuki, muzyki?
- Nie, panie – gdy było jasne, że Pan już nic więcej nie powie, odpowiedziała.
- Czego się uczyłaś? Gry na lutni, wykwintnej jazdy konnej, tańca? Jakie były twoje rozrywki? Chcę wiedzieć wszystko. Słyszałaś? Wszystko. Nawet jeśli coś wydaje ci się nieistotną małą rzeczą – chcę to wiedzieć. Nie ty jesteś od oceniania.
- Tak, panie.
- Słucham więc.
Milczała przez jakiś czas. Rozrywki, muzyka? Po co on chciał to wiedzieć? No tak, pewnie jacyś klienci prócz samego seksu wymagali dodatkowych zabaw, uprzyjemniania czasu. Cholerni wrażliwcy – pomyślała w nagłym przypływie gniewu. Zaraz jednak opanowała się, rozmyślała. Uczyła się gry na cytrze, śpiewu, modnego teraz modulowania głosu, który brzmiał jak syrenie śpiewy, którym te półkobiety-półryby mamiły żeglarzy. Jej tembr był aksamitny, pasował do tego. Ale nigdy jakoś wybitnie nie lubiła śpiewać. To był po prostu dodatek do gry. Za to uwielbiała tańczyć, do cichego brzmienia cytry, syrinx czy innych rodzajów fletów i fletni. Lubiła jazdę konną, miała może ze trzy lekcje akrobacji, jednak dla czystej zabawy. Umiała pięknie deklamować wiersze, kilkanaście umiała na pamięć, ponieważ jej rodzina spotykała się w każdą niedzielę wieczór i urządzała swoisty „wieczór poezji”. Do tego dosyć celnie strzelała z łuku, w mieście czasem urządzane były zawody, a zanim przyjechała do Vens mieszkała w ogromnym zamku blisko puszczy, często wtedy jeździła na polowania. Wszystkie te obrazy z dzieciństwa, jej młodości, przelatywały jej przez głowę. Musiała sobie to przypomnieć, musiała, żeby mu o wszystkim powiedzieć. Ale czuła, że powoli oczy wypełniają jej się niepohamowanymi łzami. Wydawało jej się, że już pogodziła się ze swoim losem, bo przecież jest nieunikniony. Ale minęło zbyt mało czasu. Zbyt żywe były w niej obrazy szczęścia, które straciła. Które jej odebrano, nagle, brutalnie i bezwzględnie. Starała się powstrzymał łzy. Paradoksalnie im bardziej się starała tym mniej jej to wychodziło.
- Płaczesz? - chłodny głos.
Pokręciła szybko głową jasno zaprzeczając temu, co się działo. Pan złapał ją za brodę, mocno, zabolało. Uniósł jej głowę, przysunął swoją twarz do jej. Jęknęła.
- Płaczesz, dziwko? - wysyczał cichutko, prawie szeptem. - Dlaczego? Jeszcze w ogóle nie masz powodu do płaczu. Chcesz, żebym ci go dał? Chcesz?
Spróbowała pokręcić głową, ale trzymał ją mocno.
- Nie? No to nie maż się tylko wyglądaj dobrze. Który klient zechce zasmarkaną dziewczynę z opuchniętą twarzą? A tylko spróbuj się któremuś nie spodobać. Cela nadal jest wolna. Nie chcesz tam trafić, co? Oj nie, nie chcesz. Ale zamiast ciebie może iść ktoś inny. Tego też byś nie chciała, prawda, mała kurewko? - zmrużył oczy, trącił jej pierś dłonią, puścił ją. Raseya opuściła głowę, załkała. Nagle zrozumiała. Katya. On o wszystkim wiedział. A teraz jej jasnowłosa opiekunka mogła ponieść karę za jej przewinienie! Wiedział o wszystkim i umiejętnie tym manipulował. Była na jego rozkazy.
- A teraz opanuj się i odpowiedz na pytanie. - Ponownie chłodny głos. Umiejętność z jaką zmieniał tę barwę z ostrej na spokojną i zimną, z jaką jego oczy powracały z jakiegoś szaleńczego wybuchu do lustrzanej tafli opanowania była niesamowita.
- Uczyłam się śpiewu i tańca, panie – mówiła bardzo cicho, tylko tak mogła panować na drżącym głosem.
- Mów głośniej, prawie nic nie słyszę.
- Uczyłam się śpiewu i tańca, panie – powtórzyła głośniej. - Oraz gry na cytrze i lutni. Potrafię wykonać kilka akrobacji na koniu, jeśli jest to wa...
- Nie prosiłem cię o komentarze. Dalej.
Zająknęła się, zacisnęła wargi.
- Umiem strzelać z łuku...
Co jeszcze, co jeszcze... O czymś na pewno zapomniałam, co jeszcze! Gorączkowe myśli przelatywały jej przez głowę.
- To wszystko?
- I... i jeszcze... Potrafię deklamować wiersze, panie. Ładnie... - wydawało jej się to tak idiotyczne. Deklamacja wierszy w burdelu? Żart. Ale nie śmiała niczego zataić, obawiała się jego szaleńczego, a zarazem tak opanowanego gniewu, nie chciała patrzeć w jego straszne oczy.
Pan pokiwał głową, chodził przez chwilę po komnacie, zerknął na rozburzoną pościel na łożu. Raseya klęczała z pochyloną głową, czekając na jego ruch, słowo.
- Dobrze. Dzisiaj już nie będziesz miała żadnego klienta. Chcę, żebyś się wyspała, jutro czeka cię ciężki dzień. - To mówiąc zastukał obcasami o podłogę i wyszedł.
Raseya dopiero po chwili uniosła się z kolan, usiadła na łóżku. Była zadowolona, że już dzisiaj nikt do niej nie przyjdzie, nikt nie zgwałci, przed nikim nie będzie musiała już klęczeć. Zerknęła na rozburzone łóżko, w nozdrza uderzył ją zapach potu, jej soków, podniecenia, oznak niedawnej przyjemności. Uśmiechnęła się mimowolnie. Wstała, z niemałym trudem odsunęła ogromne kotary zasłaniające normalnej wielkości dwuskrzydłowe okno. Przez chwilę siłowała się z nim, jednak nie udało jej się chociażby trochę uchylić okiennic. Zrezygnowana podeszła z powrotem do łóżka, ułożyła kapę i pościel, położyła się, nieco stargane nerwy uspokoiła serią spokojnych, głębokich oddechów.
Zasypiała już, powoli opadała w miękką otchłań snu, kiedy drzwi komnaty otworzyły się gwałtownie.
- Wstawaj! - Wysoka dziewczyna, dużo szczuplejsza od niej miała głośny, nieprzyjemny głos. Jej ogromne oczy w pociągłej twarzy były szeroko otwarte. I nie wyrażały jakiejś wybitnej sympatii kierowanej w stronę Rasei. Wręcz przeciwnie.
Dziewczyna podniosła się, zamrugała, pytająco uniosła brwi.
- Za chwilę będziesz miała klienta! No już, wstawaj! - podbiegła, pociągnęła ją za ramię. - Szybciej! - W dłoniach trzymała białą przezroczystą tunikę ze złotymi wzorami i aplikacjami. Nałożyła ją zręcznie na Raseyę. Tunika przylegała do ciała w miejscach aplikacji, kręte linie i cienkie misterne wzory wyglądały jak wschodni tatuaż namalowany błyszczącą farbą tuż na skórze. Arystokratka stała sztywno. Nie miała ochoty na żadnego klienta, nie chciała się nikomu oddawać, była zmęczona, rozpacz chciała zagłuszyć i zniwelować snem. A teraz musiała jeszcze służyć, wyglądać pociągająco, być wspaniałą kochanką lub uległą samiczką. Lub obiema naraz.
- Kto to jest? - odważyła się spytać, chociaż mina dziewczyny i jej gwałtowne ruchy nie zachęcały do rozmowy.
- W tym właśnie jest problem – spojrzała na nią krzywo. - To nowy klient, jest tutaj pierwszy raz, bardzo ważny pan podobno! Jakiś niezwykle wysoko postawiony. Nic o nim nie wiemy. Chciał zachować całkowitą anonimowość, a i żadne nasze źródła ani zaufani ludzie i inni klienci nic o nim nie wiedzą. Bardzo tajemnicza persona. Jedyne co nam poradzono to traktować go jak najlepiej, jak króla, z najwyższą rewerencją. Bez najmniejszych ujm czy błędów.
- Ale... ale dlaczego ja? - zdołała wykrztusić Raseya. Strach, paraliżujący i nieprzyjemnie pełzający po trzewiach powracał znowu.
- Też nie wiem. - Głos jak szczeknięcie. Zazdrość w oczach tamtej dziewczyny. - Ale on usłyszał, że przyszły nowe. I zażyczył sobie jakąś ciemnowłosą, niezbyt wysoką. Podobno on tutaj zna wszystkie dziwki, sam ma swoich informatorów, i nie da się oszukać. Ty jako jedyna z nowych odpowiadasz tym wymogom.
- Ja... nie potrafię... - załkała. Domyślała się co będzie, jeśli nie zadowoli tego tajemniczego mężczyzny. A już wiedziała, że nie zadowoli. Była nowa, nie znała się na sztuce kochania, wszystko robiła instynktownie, ostrożnie i z obawą. Nie potrafiła świadomie dawać rozkoszy.
Wysoka złapała ją za ramiona, przyciągnęła do siebie. Jak na tak szczupłe ciało i dłonie jej uścisk był niezwykle silny. Zabolało. Schyliła się i przybliżyła twarz do Rasei.
- Tylko spróbuj „nie potrafić”! Masz dać z siebie wszystko! Masz mu oddać całą siebie, być kurwą, suką i kim tylko zechce! - cedziła jej prosto w twarz. - Choćbyś się miała tarzać u jego stóp. Jeśli cokolwiek pójdzie źle to prawdopodobnie wszystkie za to oberwiemy. Przez ciebie, nowa. Więc lepiej się postaraj! - puściła ją, odsunęła się, zmierzyła ją taksującym wzrokiem. - Nie mam czasu na większe upiększanie, popraw te włosy i oczekuj go. I zrób wszystko, żebyś mu się spodobała.
Szlachcianka została sama. Drżała na całym ciele. A więc one wszystkie mogą odpowiadać za mój błąd? Co Pan mi zrobi, jeśli coś pójdzie nie tak... Cela... Nie, błagam... Dlaczego ja? Dlaczego to znowu trafia na mnie? Nie chcę, tak strasznie się boję, tak strasznie. Powstrzymała płacz, gardło ścisnęło jej się boleśnie. Nie wiedziała czy ma oczekiwać go na klęczkach na podłodze czy po prostu leżeć na łóżku. Wybrała klęczki. Zawsze to oznaka szacunku.
Nie czekała długo. Drzwi otwarły się powoli, zamknęły za postacią, która weszła do komnaty. Raseya jeszcze niżej opuściła głowę, nie usiłowała nawet popatrzeć na buty klienta. Tamten nie poruszył się spod drzwi. Brak jakichkolwiek odgłosów prócz jej przyspieszonego oddechu świadczył, że mężczyzna po prostu stoi. Może się jej przygląda? Albo uznał, że nie jest taka jak chciał i zaraz wyjdzie?
- Podnieś się, dziewczyno. - spokojny, głęboki głos.
Wykonała polecenie.
- Wyprostuj się, podejdź do mnie.
Gdy była już blisko poczuła jego zapach. Obezwładniający. Groźny. Pociągający. Męski.
- Unieś głowę, ale nie patrz na mnie.
Stała sztywno, miała wrażenie, że wygląda zupełnie niezgrabnie, że krzywo trzyma ramiona, że się garbi. Drętwiała jej szyja.
On obchodził ją wokół, oglądał. W wyobraźni miała leciutki uśmiech błąkający się na jego ustach. Sama nie wiedziała, dlaczego tak właśnie sobie to wyobraża. Nagle poczuła jego palce na swoim karku. Ledwie muśnięcie, jak dotknięcie piórka. Po chwili już nie wiedziała czy przypadkiem sobie tego nie wyobraziła. Ale po chwili - taki sam delikatny dotyk na szyi, uchu. Zadrżała, opanowała przemożną ochotę spojrzenia na niego. Był od niej dużo wyższy, sięgała mu zaledwie do piersi, co jakiś czas, gdy pojawiał się przed nią, mogła widzieć bogatą, ale prostą czarną koszulę okrywającą jego ramiona. Muśnięcie na ramieniu, boku, biodrze. Zadrżała jeszcze silniej, ale on jakby tego nie zauważył. Znowu jego tors znalazł się naprzeciw jej twarzy.
- Zamknij oczy.
Jego smukłe palce badały ją centymetr po centymetrze. Przesuwały się miękko po włosach, skroni, czole, uszach. Zatrzymały przez chwilę na ustach, rozchyliły lekko wargi, a ona, jakby odruchowo, wyciągnęła język i polizała go koniuszkiem. Zaskoczona własną reakcją skuliła nieco ramiona, ale jego cichy pomruk dezaprobaty zmusił ją do wyprostowania się ponownie. Teraz była przestawiona na inne zmysły. Na dotyk, słuch, węch. Nie widziała, ale wszystkie inne szczegóły starała się chłonąć i rozpoznawać z jak największą pieczołowitością. Sama nie wiedziała dlaczego tak postępuje. Skupiała się na wszystkich odgłosach, z napięciem na całym ciele czekała na dotyk, zastanawiając się gorączkowo, gdzie tym razem go poczuje. Wsłuchiwała się w spokojny i równomierny oddech mężczyzny, cichutki szelest materiału jego koszuli.
Szelest z prawej strony. Elektryzujący, delikatny jak wiatr dotyk. I nagle mocny uścisk na ramieniu. Stanowczy, przytrzymujący. Druga dłoń rozwiązująca tunikę, jeden węzeł, drugi... Aż nagle zerwał jaąz niej gwałtownie. Cieniutki materiał opadł u stóp Rasei, ona sama wciągnęła głęboko powietrze, zasłoniła się odruchowo rękami. Uścisk na ramieniu zniknął. Jego duże dłonie stanowczo ujęły ją za nadgarstki, odciągnęły ręce. Spokojnie, bez pośpiechu, ale mocno, pewnie. Raseya zbeształa się w myślach, posłusznie trzymała ręce przy biodrach.
Znów powolny oddech, szlachcianka wytężyła słuch. Dotyk. Palce obu dłoni na ramionach, obojczykach, nieco niżej, niżej... Zataczające małe, pieszczotliwe kręgi na piersiach, przemykające po żebrach aż do bioder. Całe dłonie, już nie tak delikatne, nieco twardsze, mniej miękkie, dotykające pośladków, gładzące je. Palce na wnętrzu ud, pełznące nieubłaganie coraz wyżej. Raseya spięła się, otworzyła gwałtownie oczy. Palce od razu wycofały się.
- Zamknij. Oczy. - Dwa osobne słowa, znów wypowiedziane bardzo cichym i bardzo głębokim głosem. Stanowczym, nie znoszącym sprzeciwu.
Przerażona, ze mogła go rozgniewać momentalnie zacisnęła powieki.
- Spokojnie – głos tuż przy uchu. Palce znowu powędrowały między jej nogi, przejechały po pachwinie, musnęły wargi zasłaniające jej skarb. Druga ręka ciężko spoczęła na jej karku. Palce przesunęły się wzdłuż kręgosłupa do góry i ponownie w dół, ucisnęły i pomasowały kość ogonową, Raseya mimowolnie poruszyła biodrami. Uczucie było dziwne, nieznane jej. Bardzo przyjemne. Ręka na karku zmusiła ją do odwrócenia się, popchnęła w stronę łóżka. Dziewczyna stąpała ostrożnie, ale nie otwierała oczu, nie chcąc znowu okazać się nieposłuszną.
O mało co nie wpadła na wysokie poręcze łóżka. Miała wrażenie, że mężczyzna uśmiechnął się leciutko widząc, że nadal ma grzecznie przymknięte powieki.
- Otwórz oczy. Połóż się. - Wydawane cichym głosem rozkazy. Krótkie, treściwe, proste. Do wykonania już. Było w tym coś fascynującego. Może to ten zapach? Tembr głosu? Elektryzujący dotyk?
Ułożyła się na miękkiej kapie na wznak, znów zamknęła oczy, nie śmiąc spojrzeć na niego.
- Obróć się na bok.
Położył się obok niej, czuła jego umięśnioną pierś na plecach, biodra prawie tuż przy swoich. Jego dłonie spoczęły na jej ramionach, zjechały delikatnie w dół, mocno złapały za nadgarstki. Zaskoczona krzyknęła cicho. Odciągnął jej ręce do tyłu, musiała lekko unieść tułów, żeby wygiąć prawe ramię. Ujął nadgarstki w jedną rękę – spokojnie mieścił oba w swojej zaciśniętej dłoni. Raseya poczuła na skórze dziwny dotyk, szorstki, przesuwający się płynnie, wężowato. Sznur. Mężczyzna związał je razem , nie za mocno, tak, żeby nie mogła poruszyć rękami, ale aby nie bolało. Wzdrygnęła się, przerażona. Co on chce jej zrobić? Oddychała szybciej, zaciskając mocno powieki. On jednak nie dał jej czasu na myśli, przejechał tym razem całą dłonią po jej plecach, pośladkach, nakrył nią jej szparkę, pomasował umiejętnie aż jęknęła. Nie wyjmując dłoni spomiędzy jej ud złapał ją za kark, odwrócił jej twarz do siebie i mocno pocałował w usta. Jego język wsunął się głębiej, szukając kontaktu z jej. Posłusznie oddała pocałunek, chociaż nie mogła opanować przyjemnych dreszczy towarzyszących spotkaniu warg, języków. Czy to naprawdę może mi się podobać? Takie zniewolenie, unieruchomione ręce? Co ze mną jest nie tak? Myślała rozpaczliwie, a miłe impulsy tym razem dotarły do jej podbrzusza, do szparki tak konsekwentnie stymulowanej przez twardą dłoń. Mężczyzna przerwał pocałunek, ponownie odwrócił ją na bok, wsunął w nią jeden palec. Jęknęła, poruszyła biodrami. On rytmicznie wsuwał się i wysuwał, masował, uciskał. Powoli, sprawnie dążąc do celu. Raseya odruchowo opierała się temu dotykowi, zaciskała uda, mięśnie pochwy. Miała wrażenie, że to kolejny etap. Etap jej zniewolenia. Nie chciała czerpać z tego przyjemności. Tak oczywistej jak teraz, rozlewającej się po całym jej ciele. On nagle wyjął z niej palec, wstał, jednym ruchem ułożył ją na wznak. Przymknęła oczy. Czuła na sobie jego wzrok, patrzył, chłonął ją całą. To dotknął jej uda, to piersi, szyi. Delikatny dotyk, a po chwili od razu mocny uścisk na ciele. Znów delikatność, jak muśnięcie aksamitem i za moment pewny stanowczy i władczy gest. Dotknął jej kostek u nóg, rozszerzył nogi, znów poczuła ten sam wężowy ruch.
Miała już napięte wszystkie mięśnie. Nie potrafiła znieść tej niepewności. Czy lekkie muśnięcie czy mocny uścisk? Pocałunek czy uderzenie? Następne więzy czy swoboda ruchów? Co dalej? Co teraz? Spokojny głos czy może ostrzejsza reprymenda, niezadowolony pomruk? Kim on jest? Co chce mi zrobić? Nie wytrzymała. Nagle zerwała się, sturlała z łóżka, przycupnęła w kącie, cała spięta, uważna i płochliwa jak dzikie zwierzątko. I tak właśnie wyglądała. Lekko rozczochrane ciemne włosy opadające na ogromne błyszczące brązowe oczy. Skulona poza, śniada cera błyszcząca w półmroku, w odblasku kilku świec. Szybko unosząca się pierś w nieopanowanym oddechu, z bijącym szaleńczo sercem. Co ja zrobiłam, co zrobiłam?! Za późno, już za późno, wszyscy zapłacimy, co ja zrobiłam!
On zmrużył oczy, nic nie powiedział. Przyglądał jej się uważnie, czekał na jakiś ruch. Nie zrobił ani kroku. Raseya zastanawiała się co teraz. Uciekać? Nie zdąży nawet dobiec do drzwi. A nawet jeśli to potem ją złapią. A może jednak spróbować? Zrobić cokolwiek, nie wytrzyma tej bezczynności! Rzuciła się na bok, udało jej się niezgrabnie wstać, przebiec kawałek. W dwóch krokach był przy niej, złapał ją mocno za kark. Szarpnęła się całym szczupłym ciałem, wykręciła głowę, przewróciła się, straciła oparcie nóg, obwisła w jego uścisku. Zabolało, zaczęła szaleńczo wyginać głowę, szarpać się, kopnęła go nawet.
- Puść mnie! Puuuuść! - wrzasnęła, wyrywając się. Przygiął ją do podłogi, zasłonił usta dłonią. Szyja i kark promieniowały bólem uwięzione w stalowym ucisku, nie miała szans się uwolnić. W końcu znieruchomiała, uspokoiła się. Jej ciałem wstrząsnął szloch. Rozpaczliwy płacz, powodujący drżenie wszystkich mięśni. Łzy spływały jej po twarzy, skapywały na podłogę. Uścisk zelżał, mężczyzna puścił ją. Klęczała teraz, z rękami nadal wykręconymi na plecach, pukle włosów zasłaniały jej twarz. On odwrócił się, usiadł na łóżku. Nadal nic nie powiedział. Ona płakała coraz żałośniej, ale i coraz ciszej. Aż w końcu płacz przeszedł w sporadyczne cichutkie łkanie.
Raseya uniosła lekko głowę, zobaczyła jego buty i kawałek spodni. Siedział na łóżku z lekko rozszerzonymi nogami, nie poruszał się. Dziewczyna była przerażona. Własnym wybuchem, szarpaniną, tak jawnym i bezczelnym nieposłuszeństwem. Wiedziała, że pan ją ukarze, że wyląduje w celi, że już nie ma dla niej życia. Tak bardzo było jej żal, chciała to wszystko cofnąć, marzyła o tym. Przypomniała sobie słowa tamtej dziewczyny: „Choćbyś miała się tarzać u jego stóp...” Podpełzła do stóp mężczyzny, nadal szlochając i przytuliła się ostrożnie do jego nogi, spuszczając głowę. Drżała na całym ciele, nie wiedziała czy dobrze robi, czy zaraz nie dostanie w twarz, czy pan nie wyładuje jakoś na niej gniewu. Ale nic nie wskazywało na to, by on się gniewał. Siedział na dal spokojnie. Raseya jeszcze mocniej przylgnęła do niego. Podniósł ją, położył na łóżku na brzuchu. Nie opierała się, była szczęśliwa, że zareagował, że ją dotknął, prawie przytulił. Sama nie wiedziała, dlaczego tak się z tego cieszy. Miała nadzieję, że może uniknie kary, że może klient nie powie nic panu, ale to nie było wszystko. Ona po prostu cieszyła się, że ten mężczyzna nie jest na nią zły. Nie wiedziała dokładnie dlaczego jej tak na tym zależało. Bo nie był brutalny, bo jej nie zgwałcił? Bo nie sprawiał jej żadnego bólu poza koniecznym? Bo po prostu ją pocałował?
- Uklęknij – usłyszała jego cichy głos. Pozbawiony jakiegokolwiek gniewu, mściwości. Tak samo spokojny i głęboki jaki był wcześniej.
Wykonała polecenie jak najszybciej mogła, chociaż zdawała sobie sprawę, że wygląda strasznie niezgrabnie usiłując uklęknąć ze związanymi na plecach rękami. Ale on czekał cierpliwie, nie poganiał jej. W końcu jej się udało.
- Przesuń się do przodu, oprzyj głowę na poręczy łóżka.
Usłuchała, oparła się brodą. Nie była to wygodna pozycja, ale ona wykonałaby teraz każdy rozkaz, żeby tylko się zrehabilitować, przeprosić.
Nagle poczuła uderzenie. Niezbyt mocne, ale mimo to bolesne i upokarzające. Po pierwszym klapsie od razu nastąpił drugi, mocniejszy. Jęknęła, ale nie usiłowała uciekać. Wiedziała, że to kara, a ona musiała ją ponieść. Następny raz i kolejny. Bała się każdego następnego uderzenia jeszcze bardziej niż poprzedniego. Będzie czy nie? Mocniejszy, a może taki sam? Po dziesiątym załkała cicho, czując jak skóra na pośladkach pulsuje bólem. Poczuła jego silne dłonie na ciele, ułożył jej głowę na wezgłowiu, przy twarzy miała miękką poduszkę. Jej pupa była zachęcająco wypięta, naznaczona czerwonymi śladami od klapsów. Pogładził ją po włosach, szyi, jakby uspokajając, po czym wszedł w nią mocno. Zajęczała, od razu wcisnęła twarz w poduszkę. Widocznie nie zauważyła, kiedy zdjął spodnie, pewnie w czasie dawania jej klapsów. Jego penis wypełniał ją całą, dobił do końca, pozostał chwilę i wysunął się. Mężczyzna trzymał ją mocno za biodra, pchnął ponownie. Zajęczała głośniej. Jego twardy członek penetrował jej wnętrze, do docierał aż do końca to wysuwał się z niej, drażnił wilgotną szparkę, przesuwał się w stronę drugiej dziurki i znów wracał do środka. Raseya nie czuła bólu, powoli kumulowała się w niej przyjemność. Jakieś dziwne upokorzenie, chęć zadośćuczynienia i zwierzęca żądza, krzycząca gdzieś w środku „Więcej! Bardziej! Mocniej! Głębiej! Dalej! Bez przerwy! Jeeeeszczeee!!!” Te wszystkie uczucia pomieszały się w niej, tworząc przedziwny afrodyzjak Jego palec znalazł jej łechtaczkę, zaczął ją powoli i metodycznie ugniatać, potęgując doznania. Przesuwał się wzdłuż, uciskał, synchronizując się z ruchami a. Raseya czuła, że jest na skraju. Posuwiste ruchy sprawiające, że pierwszy raz tak bardzo czuła całe swoje wnętrze, gorąco, wilgoć, nieubłagane i zręczne palce, coraz głośniejszy oddech, poczucie zniewolenia i maleńkości, to wszystko zaraz miało wprowadzić ją w czerwony sztorm.
Orgazm szarpnął jej ciałem, biodrami, krzyknęła, a wrzask stłumił materiał. On eksplodował w niej chwilę później, jęknął głucho, jeszcze poruszając się w niej, pozostając w środku i dociskając jej biodra mocno do swojego podbrzusza. Gdy się wysunął opadła na pościel, oddychając nierównomiernie, prawie chrapliwie, poruszając jeszcze bezwiednie biodrami, łapiąc powietrze i zaciskając palce na kapie. Po dłuższej chwili zaczęła wracać jej świadomość, myśli, wspomnienia.
Przecież ona jest już martwa... Chwila przyjemności przed śmiercią, przed zbiorowym gwałtem. On zaraz wyjdzie i powie o moim nieposłuszeństwie, pobiją mnie, zaciągną tam... Krocze pulsowało, każdy najmniejszy dotyk odczuwała tysiąckrotnie bardziej niż normalnie. Ale czuła, że pod powiekami zbierają jej się łzy. Tak bardzo nie chciała umierać, tak bardzo chciała przeżyć. Teraz dopiero poczuła jak strasznie kurczowo trzyma się życia. Łzy płynęły jej powoli po policzkach. Spróbowała je dyskretnie otrzeć, przecież go głupota, znowu płacze, znowu jest nieposłuszna...
Zauważył to, odsunął jej ręce. Były wilgotne od potu i jej soków, słyszała jeszcze jego oddech, szybszy i nie tak opanowany.
- Spójrz na mnie.
Zamknęła oczy starając się nie przepuścić większej ilości łez. W końcu uchyliła powieki, zza mokrej mgiełki popatrzyła na jego twarz. Po raz pierwszy odkąd wszedł do komnaty spojrzała na niego. Czarne włosy opadały mu lekko na twarz, sklejone były potem. Wydatne kości policzkowe i skóra twarzy lśniła od wilgoci, usta były nieruchome, na nic nie wskazujące. Ciemne brwi ściągnięte lekko. Ale najpiękniejsze były oczy. Ciemnoniebieskie, bezdenne. Chłodne, a zarazem tak pełne ciepła. Uważne i taksujące. Z całą władzą jaką posiadał zatopioną w środku. Raseya szybko spuściła wzrok podziwiając jego umięśnione ramiona, klatkę piersiową, cudowne dwie linie prowadzące od podbrzusza niżej... Rozpłakała się.
- Panie... ja nie chcę... nie chcę umierać, błagam, nie mów, że... panie...
Przytknął jej dłoń do ust, zakrył je, położył się obok. Odwróciła się do niego szybko, przycisnęła twarz do jego piersi, bez szlochu, w rozpaczliwym, wykonanym w kompletnej ciszy geście. Odsunął rękę, jakby zaskoczony, nie poruszył się.
- Panie... - zaszeptała. - Mój Panie.
Wiedziała już. Dodanie „mój” było tak naturalne, że nawet się nad tym nie zastanawiała. Nienaturalnie piękny właściciel burdelu był tylko panem. Teraz wiedziała, że nie był Nim. Panem. Należała do Pana, do niego, wiedziała to teraz.
- Mój Panie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecamy:
sex filmy
sex
filmy porno
sex
darmowe filmy porno
SEX
darmowe porno
filmy erotyczne
sex znajomi
wilgotne panienki
szpareczki dupeczki
sex turystyka
sex opowiadania
cipeczka
opowiadania ero
darmowe panienki
sex zabawy
sex kaprysy